Idę ulicą, jakoś tak tu szaro, brudno. Drzewa połamane, brakuje lamp , na chodnikach piętrzą się śmieci. Mój tata z psem na spacerze. Wyjściowe gumowce na nogach.
Ps zdjęcie z Doba.pl
Na ulicy błoto, woda jeszcze nie odpłynęła.
Przy pięknym, zaniedbanym domu przewrócony plot.
Plot przycisnął żywopłot. Serce mnie boli dlaczego go ktoś nie naprawia. Dlaczego nie ratuje żywopłotu. Przed domem piękna brzozą. Ale jakąś zniszczona , pełno na niej śmieci, ociepliny z kurtek.
Wszędzie błoto, Zielony hamak ugina się od błota.
Pod brzozą trawa i chwasty. Pomiędzy jakieś kwiaty .
Marne biednie i brudne. Zasypane ziemia i zaniedbane.
Schody z podkładów zniknęły. Zostało tylko lepiące się do butów błoto.
Jeszcze przed całą tragedią patrzyłam na zalaną ulicę i myślałam ,że najgorsze za nami. Niestety myliłam się i to bardzo.
Dom piękny ale brakuje kilku okiennic. Ktoś zabrał skrzynki na kwiaty. Dlaczego nie pomalują okien. Dlaczego nie powieszą okiennic i nowych skrzynek. Dlaczego nie ma gałązek w skrzynkach i światełek. Dom smutny. A przecież to pierwszy grudnia.
Na podwórku emaliowane garnki całe w błocie. Czerwona ławeczka zawiesiła się na brzozie. Poprawiłam ją . Wejście musi wyglądać porządnie . Przyniosłam obrazek z zalanego studia i dynie wyciągnięte z mułu, które ukryłam przed powodzią w altance.
Wchodzę na podwórko. Po lewej stronie siatka zalana , leży na tujowym żywopłocie. Żywopłot pełny śmieci, błota. Jak wiatr zawieje sypie się cuchnący pył. Po prawej stronie na domu pnące róże pełne ociepliny z kurtek , trawy i śmieci. Dalej brakuje starej niecki z kwiatami. Jest tylko muł na otoczakach. Żwir jakiś brudny, kałuże i błoto. Schody do domu ruchome. Drzwi brudne. Nie ma wianka. A wystarczy umyć, powiesić wianek .... Wzmocnić schody i zatankować dziury w elewacji i piaskowcu na ścianie.... Na lampie nad drzwiami trawa. A wystarczy umyć, obmieść...
Wodzie ledwo przez drzwi ,które trą po podłodze. Ledwo się otwierają. Na korytarzu śmierdzi. Czuć mokrpowietrze i zapach rzecznego mułu. Ściany brudne w marmurowe wzorki od błota i wody. Nie ma dekoracji. Kwitay szare , zmarnowane. Oleandry zebrane z ulicy nad samym ranem. Lustro jest ale belki wokół porasta pleśń. Wchodzę do mieszkania przez kolejne drzwi Niestety widok nie ten co zawsze o tej porze czyli..
Znów ciężko się otwierają. Brakuje kilku desek , klamka przerdzewiała. Po lewej w garderobie nie ma podłogi. Jakiś kruszący się beton. Kawałek szafy bez drzwi. Ktoś kiedyż zrobił piękna szafę do zabudowy ale wykrzywiła się, brakuje półek i jest beżowa od mułu, który wszedł we wszystkie zakamarki. Na wprost łazienka. Tak kiedyś wyglądała...
Jakieś płytki na podłodze. Zmasakrowane. Nie ma bielonych desek, ani lustra na ścianie. Nie ma szafki od babci z wielkim lustrem i szafeczkami. Nie ma szafki pod blatem z marmuru. Tej co była od zawsze w tym domu. Jest blat ale jedna umywalka rozbita. Deski na ścianach spuchły. Wypatrzyły się i zerwały kryształowe kinkiety. Brakuje kabiny prysznicowej ,a wc stoi na ostatniej podłogowej desce. Pordzewiały kaloryfer i piec gazowy, który bardziej huczy niż grzeje. Na górze na ściance plamy. Plamy od wody i grzyba, który powoli zaczyna się gościć w tym domu. Idę do pokoju. Podłogi z desek brak. Woda ją podniosła. Nie ma starej szafy co mieściła wszystkie skarby. Nie ma stołu i krzeseł. Nie ma narożnika , lampy ,ławy. Szafka z zabudowanym telewizorem wisi. Telewizor też. Już nie gra. Waży dużo więcej bo jest pełen mulu. Dlaczego wisi , dlaczego go ktoś nie zdemontował. Nie zbił tynków. Nie położył nowych. Nie zrobił nowej szafki . Nie powiesił telewizora. Nie położył podłogi, nie dał nowego kaloryfera ani drzwi na werandę.....
W kuchni brak szafek. Sufit opryskany błotem. Rzeczy po przejściach spakowane w skrzynki od jabłek. Na metalowym stole stoi pluta gazowa. Kabel wisi pół metra do gniazdka. Chyba jedynego w tej kuchni bo inne przepadły. Na starej skrzyni stoi piekarnik . Taki do zabudowy. Dociśnięty tacą z na której stoi olej ,mąka ,herbata ,makaron. Obok zmywarka a na niej skrzynka z talerzami ,garnkami. Potem kartony od bananów. Pełno w nich rzeczy. Jakieś szare, niedomyte. W rogu lodówka . Niby do zabudowy ale bez niej. Podobnie jak zmywarka. Nie ma drewnianej podłogi, zlewu, kranu. Nie ma szafek, dekoracji. Książek kucharskich. Brak stołu i ławy. Nad stołem nie ma wianka z czterema świecami a zawsze był. Od 18 lat zawsze.
W sypialni jest łózko. To co było. Zniszczone, umyte, do szlifowania, naprawy ale to nasze łóżko, ukochane. Uratujemy.. Ale materace nowe. Jest pościel i pledy które ktoś pięknie wyprał. Garderoba stoi ale cegły pokryła pieśń. Brakuje kilku belek. W garderobie nie ma szaf. Gołe brudne ściany. W kartonach narzędzia, puszki z jedzeniem, makaron i domestosy. Właściciele nie noszą chyba innych butów tylko gumowce. Bo brudne stoją wszędzie. Okna beż rolet. Umyte ale obite z farby. Nie można ich otworzyć a jak się uda to zamykać trzeba na siłę i dobijać młotkiem. Nie ma zdjęć aparatów, starej skrzyni i burka. Podłoga spuchła, a deski zrobiły się jak łódki. Czarne plamy od wilgoci. Huczy osuszacz. Drzwi się nie zamykają. Obok łóżka zamiast szafki stoi zapakowana pralka. Na niej taca i ceramiczne domki. Jedyna dekoracja w tym pokoju.
W salonie na podłodze leży szafa pełna skarbów, ukochanej porcelany i białych haftowanych obrusów po babciach.
Do salonu po powodzi wjechała nadstawka od Kredensu babci.
Suszy się. W rogu ten narożnik ze stołem z dawnej kuchni. Nakryty obrusem . Są czerwone poduszki. uratowane przez dziewczyny ,które prały co mogły. Na karniszu wiszą lampki. O jak pięknie. Tylko dlaczego ta umyta z błota ściana jest taka w plamy. Ktoś ją pomaluje? Na zasłonie z juty pod sufitem widać linię wody jaka tu weszła. Pokój syna to magazyn klamotów resztek. Pękły ściany, a zewnętrzna ściana się rozwarstwiła.
Weranda jest ale pełno tu piachu. Muł już zgarnięty. Nie ma już mebli. Woda zabrała stary fotel i stół z eukaliptusa. Wiklinowe fotele zostały ale trzeszczą jak się na nie siada. Schody do ogrodu są ale nie ma ogrodu.
Tak nie ma już mojego ogrodu. Chodzę tu jak u kogoś innego. Nie wirze że to mój dom. Ukochany dom i ogród. Nie ma już altanki , rowerownii i domku z drzwiczkami w których Arek wyciął serca.
Nie ma plaży ,kosza plażowego ,kur i kurnika. Nie ma nic. Pod gruba warstwą błota są jakieś biedne kwiaty. Ale kwitną dwie róże. I to jak ..choć są pełne trawy i śmieci. Nie na szklarni ani płotków. Nie ma drzew. Zostały podkłady ale w wielu miejscach woda i tak je zabrała.
Szklarnia też w rozpadzie.
Ławeczki i krzesła są. Schowałam je i potem wyciągnęłam z walącej się altanki. Podobnie jak emaliowane garnki i kosze z wikliny. Pod gruba warstwa mułu czekały aż wejdziemy i je odkopiemy.
Altanka poszła do rozbiórki. Drewutnia stoi ale bez drewna ,a całe drewno opałowe to z kołami popłynęło daleko. ...
Tak to mój dom po powodzi z 15 września 2024.
Nie wierzę. Mimo ogromu pracy nie idzie nic do przodu. Patrzę jak rzeczy ratowane ,myte niszczą się i wyrzucam je. Żal mi każdej rzeczy ,ratuje co mogę. Myślę, że nie przesadzę jak powiem ze ok 100 osób nam pomagało uratować co można.
To tylko jedna grupa młodzieży , która ratowała i ogarniała mój zasypany ogród.
Kawa i kwiaty od cioci ze strony Beatki. Jest nadzieja. Są kwiaty będzie pięknie....kiedyś, kiedy? Dziękuję Wam wszystkim. Tylu przyjaciół nam pomogło, było z nami. Pracowało, wspierało i myślało za nas...bo my byliśmy obok..
Umyć co się da i wyrzucić czego już nie uratujemy.
A ja godzinami myłam ,obcinałam i namaczałam pranie. Ratowałam co mogłam bo to moje życie, moje wspomnienia i skarby...
Stoimy w miejscu. Nie chce już tu być. Boję się wody, kosztów remontu i tego, że już nie starczy mi sil. Że gdy odbuduję to miejsce woda znów wróci. Bo zabrała mi dom, serce i moją mamę, którą stres po powodzi przerósł i odeszła. Straciłam serce do tego domu. Żal i łzy są ale serce pękło na milion kawałków. Kiedyś w gazecie pisało że nie wyobrażam sobie życia w innym domu. Dziś nie wyobrażam sobie tu zostać. Czas pokaże co dalej. Mamy plany, marzenia.... Nie mamy sklepiku bo nas Kredens babci Heli też zalany ale to długa historia Zobaczymy co dalej...
Dziś pełna dobrej energii wstaję i choć łzy płyną mi po policzkach- biegnę pod prysznic , a potem lecę na wiankowe warsztaty w hotelu Bardo. Będzie pięknie ,świątecznie. Zatrzaskuję drzwi za tym co złe, co nas spotkało. Otwieram na nowe, dobre i tego życzę wszystkim powodzianom, kochanym sąsiadom z mojej ulicy.
Kalendarz adwentowy w tym roku odpuszczam. Chcę by grudzień w tym roku minął mi szybko. Żeby był nowy rok, nowy czas i wiosna. Ściskam Was cieplutko Kasia