Trzy tygodnie w polskim domu zleciały bardzo szybko. Tym razem nie było leniuchowania, choć nie wiem czy kiedyś takowe było:-). Z małym dzieckiem remont- nie to nie problem hi hi.
A teraz padło na kuchnię. Niby była skończona ale brakowało trzech szafek. A zamontowanie owych szafeczek wiązało się z totalną demolką na ścianie, bo trzeba było coś obniżyć, coś przewiesić itd i jakoś nie mogłam się za to zabrać. Ale pewnego deszczowego poniedziałku siedzieliśmy sobie w kuchni i podziwialiśmy nasz kuchenny chaos. Aż padło krótkie hasło- DZIAŁAMY, DEMOLKA,JEDZIEMY DO IKEI!!!!
Zapakowaliśmy śpiącego i nieświadomego niczego Bartka do jego fotelika i pognaliśmy do Wrocławskiej Ikei. Drugi syn w tym czasie, również nieświadomy niczego , grzecznie siedział w szkole.
Z zakupów wróciliśmy z wiszącymi półkami narożnymi, narożną szafką wiszącą, listwami i dodatkowymi , nieplanowanymi zakupami. Natomiast lodówka i szafka pod jej zabudowę przyjechały do nas następnego dnia.
Super super.
Remoncik nie skończył się tylko na szafkach i lodówce, pod pędzel poszły ściany , a podłoga została potraktowana ogromną szlifierką podłogową, jaką oczywiście posiadamy , bo to był tak zwany mój interes życia- zamieniłam używane kaloryfery na szlifierkę i do dziś jestem z niej bardzo zadowolona.
A ,że w kuchni stoi duży kuchenny stół z podrapanym blatem , to i jemu się oberwało i potraktowałam go szlifierką podłogową!!! Ale przeżył,wypiękniał i ma się dobrze. Czego nie mogłam powiedzieć o mojej obolałej talii dnia następnego, bo owa szlifierka sporo waży i trochę szarpie, tym bardziej jak ktoś szlifuje stół stojąc na krześle i robi to pod nieobecność męża( który niczego nie świadomy został oddelegowany na spacer z Bartkiem)
Ale było warto.
Kiedyś w Niemczech kupiłam zieloną szafkę, która była przeznaczona do kuchni , której wtedy jeszcze nie miałam( nie maiłam tylko w rzeczywistości ale miałam już w głowie).
To ona stała się bazą naszej kuchni.
Żeby ją wkomponować w kuchnię i wpasować w zabudowę trzeba było się nieźle nagimnastykować.
Arek obniżył wszystkie szafki , a w lukę pomiędzy szafką z szybą a zieloną wstawił narożne półki z Ikei. Tak samo z prawej strony.Potem dowiesił po prawej stronie szafkę narożną. Miejsce obok zajęła lodówka w zabudowie. Ale najlepsze to nowy murek kuchenny. Stary niestety musiał opuścić kuchnię bo miał kilka kosmetycznych defektów. A nowy murek powstał z cegieł , które Arek przechowywał w piwnicy ładnych kilka lat. Chyba czekały na swoje wielkie wyjście.
W murku Arek zamontował kawałek starej belki, która bezużytecznie leżała na zewnątrz pod plandeką ze skarbami na przyszłe projekty.
Na belce znalazło się miejsc na zioła. Obok zawiesiliśmy stylizowany na stare zegar.
Ale tyle mojego pisania - zapraszam na fotki- częściowo robocze bo załatwiliśmy przy okazji świąteczne porządki.
Na kuchennym narożniku króluje kolor czerwony.
W rogu stoi drewniana latarenka przyniesiona z targu staroci i po lekkim przeszlifowaniu jest fajną dekoracją w kuchni.
Na stole w starej foremce do babki leży owoc granatu z wbitą świeczką. Obok rajskie jabłuszka z naszego ogródka.
Na kuchennym blacie dochodzi wiśniówka.
Wszędzie czerwone detale. Jak co roku na święta mamy czerwono- białe kratki.
Pomalowana na biało metalowa osłonka z serduszkami z zeszłego roku już czeka na świąteczną gwiazdę betlejemską.
Światło świec i lampki nadają kuchni świąteczny klimat.
Przy stole miejsce dla najmłodszego członka rodziny Bartka, który ma już pięć miesięcy i niedługo zasiądzie do stołu. To stare krzesełko dla dzieci kupiłam na tablicy pl za 90 zł i jestem z tego powodu przeszczęśliwa. Piękny i klimatyczny mebelek.
Pod spodem jest miejsce na nocnik, a w siedzisku specjalny otwór na ten cel .
I kuchenna ściana oraz nowy murek.
Zielona szafka jako centralny punkt kuchennej zabudowy.
Na szafkach jest miejsce na babcine makutry , a w narożnych półkach stoją dzbanki na herbatę.
Książki kucharskie dostały papierowe okładki, brakuje tylko napisów ale i te się pojawią.
W tej części kuchni postawiłam na biel i błękit.
Obok powiesiliśmy błękitny talerz , a do jego uchwytu przywiązaliśmy zioła i czerwone papryczki.
A to nasz murek. Zioła ładnie dosychają. Jest nawet miejsce na stary nóż do siekania ziół.
Nad drzwiami wisi kuchenny zegar w stylu vintage.
Do kuchennej zazdrostki zaczepiłam świąteczne klamerki z gwiazdkami.
Biały , emaliowany imbryczek w zimie spełnia swoją herbacianą funkcję. W pozostałej części roku jest flakonikiem na kwiaty.
W takim dzbanku to można pić kawę inkę jaw w czasach PRLu.
Na ścianie wiszą inne emaliowane naczynia. Te białe trafiły do oszklonej szafki.
Biały, koronkowy obrus i kraciaste dodatki- jak co roku na święta.
Do tego dużo światełek i zapalonych świeczek.
Nawet ściereczki są w kolorach naszej kuchni.
Między dolnymi szafkami jest przerwa, a w niej za zasłonką stoją kuchenne tacki i deseczki.
Na drzwiczkach od piekarnika wisi ściereczka z holenderskim wiatrakiem.
Ten sam motyw jest na starym młynku.
Trochę starego srebra do renowacji. Ten dzbanek na herbatę nie ma jednej nóżki i gałki na pokrywce ale mam już pomysł na jego odnowienie. Ale to zajęcie na zimowe wieczory.
I to tyle o naszej kuchni. W domu było wiele innych zmian ale to temat na kolejne posty. Kończę i życzę Wam miłego oglądania.
A dla wszystkich czerwone serducho i żółta dyńka, która wyrosła na tui w ogrodzie.