Już nie mogę się doczekać świąt. Jeszcze kilka dni i na stole zagości biały, wykrochmalony obrus. Świąteczne zastawy staną dumnie obok wypolerowanych sztućców i białych świec. Sianko pod obrusem.
Biały opłatek. Delikatne dekoracje ze świerkowych gałązek.
Piękna choinka, lampki,prezenty i najbliższa rodzina.
Czerwony barszcz wg. przepisu babci. Uszka, pierogi, drożdżowa chałka do ryby w galarecie, gołąbki, makowiec,sernik- ja już szaleję z radości.
To moje pierwsze święta Bożego Narodzenia w nowym domu.
Będą wyjątkowe- wiem to już teraz.
Ale puki co do świąt jeszcze kilka dni, więc dziś działam w kuchni.
Oto efekty mojej pracy. Cynamonowe gwiazdki, które nazwę chyba jako znikające gwiazdki. Dziwne ale one tak szybko znikają HUMMM. Są naprawdę pyszne.
Waniliowe rogaliki robię już 4 raz w ilościach hurtowych. Część znika sama, cześć zostaje rozdana jako małe prezenciki ,inne dałam dla dzieci do szkoły i na święta brakło. Są wyśmienite do kawy lub kawy zbożowej Caro, którą już od początku grudnia popijam z mieszanką przypraw korzennych.
Innym zapachem świąt są cytrusy, które w tym roku pięknie owocują. Dorodne cytryny smakują
inaczej niż kupne , a ich zapach jest cudowny.
Drzewko z mini mandarynkami owocuje i kwitnie w tym samym czasie. Jego kwiaty pachną tak intensywnie, że zapach unosi się po całym domu. Kotki stale obwąchują to drzewko. Niunia nawet zmieniała miejsce spania i od tygodnia sypia pod drzewkiem.Mimo, że pomarańcze są dostępne cały rok , to najbardziej lubię je jeść w grudniu i styczniu. Są bardziej aromatyczne i przypominają mi czasy dzieciństwa, kiedy to te powszechne dziś owoce były dostępne tylko na Boże Narodzenie. Oczywiście w ilościach ograniczonych. Później pojawiły się u nas mandarynki. Ach ten smak. Rodzice śmiali się ,że wcinam je jak kombajn.Zostało mi to do dziś , jedyną różnicą jest to , że jest nas już dwa kombajny- ja i Patryk.:-)
Od listopada planowałam, że na święta zrobimy szynkę taką z czasów dzieciństwa, kiedy to dziadkowie chodowali świnie , a przed świętami robili z nich wyroby. Mój tato był istnym ekspertem w robieniu szynek i kiełbasy. Sam wszystko wędził, a gdy skończył przynosił te złote cuda do kuchni. Stawiał dwa krzesła jako podpory i wieszał na kiju aromatyczne kiełbasy , szynki i boczusie. Ja kładłam się pod zwisające wędliny i czekałam aż ociekający sok wpadnie mi do buzi.To były najlepsze szynki jakie jadłam.Obecnie prawie nie jej wędlin, bo są jakiś takie mokre i inne niż te domowe.
No i z naszej świątecznej szynki nici. jakoś tak wyszło, że jej nie będzie w tym roku.A już nawet w planach była budowa wędzarni. Szkoda ale za rok będę miała ukochaną szyneczkę. Ale w tym roku będzie sernik wiedeński mojej mamy , który jest co roku na święta. Też te wielkanocne. I już wiem , że zjem go bardzo dużooooo.... bo przecież są święta.
Pozdrawiam was bardzo serdecznie, życzę wiele miłych chwil w świątecznych przygotowaniach.
Kaśka
Oj, szkoda ze nie dolaczasz przepisow do swoich cudnych wypiekow. Blog piekny. Dzis trafilam i czytam wszystko od poczatku!
OdpowiedzUsuńPrzepisy są w nowszych postach z listopada 2013. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKaśka
Fantastyczny przepis. Dzięki)))
OdpowiedzUsuń