Od kiedy tylko sięgnę pamięcią moje życie toczyło się wokół ogrodu.
Jako dziecko pamiętam jak moja babcia i mama wysiewały pomidory i ogórki do różnych skrzyneczek i pojemniczków. Nasionka pochodziły oczywiście z zeszłorocznych plonów. U babci na oszklonym balkonie stała cała masa różnych skrzyneczek z sadzonkami. Pomieszczenie było ogrzewane od strony mieszkania , było bardzo jasne i przestronne. Pamiętam jak babcia z czułością odwracała małe roślinki, by z każdej strony docierało do nich słoneczko. Potem w połowie maja następowało wielkie sadzenie. Dziadziu kopał grządki, a potem razem z babcią formowali równiusieńkie rabatki. Wszystko było perfekcyjnie odmierzone i zaplanowane. Małe pomidorki trafiały do ziemi. Dziadziu robił drewniane paliki, a babcia wiązała pomidorki kolorowymi tasiemkami. Potem trzeba było pilnować by dostały dobry nawóz- tzw krowiak. Pamiętam jak jeździłam z babcią i dziadziem na pastwisko nad rzeką i tam zbierali krowie kupy. Wtedy było to błeeeee, ale teraz doceniam ich cenne właściwości. Taki krowi nawóz fermentował i potem babcia podlewała nim pomidory i ogórki. Na tym nawozie rosły najpyszniejsze na świecie malinówki. Ogromne, pomarszczone pomidory, które babcia ścierała mi na tarce, lekko soliła i dawała do jedzenia razem z pszennym chlebkiem. Jako dziecko byłam wielkim niejadkiem ale ta potrawa zawsze znikała w mgnieniu oka. Sama wysiewam pomidory ale nasiona kupuję w sklepie ogrodniczym. Uwielbiam malutkie pomidorki koktajlowe, bycze serce no i te kochane malinówki. Fajne są też żółte pomidorki. Ładnie kontrastują z zieloną sałatą.
Pamiętam też ,że zawsze jesienią bawiłam się w ogrodzie i rękami rozsypywałam suche kwiatostany kopru. Wiosną cały warzywnik pokryty był zielonym, młodziutkim koperkiem, który babcia dodawała do wszystkich obiadów. Uwielbiałam młode ziemniaki, sadzone jajko i sos koperkowy.
Były też sałaty masłowe. Piękne , dorodne, które chrupało się z chlebkiem lub do obiadu z dodatkiem słodkiej śmietany. Ja zawsze mieszałam kwaśną śmietanę z cukrem i odrobiną kwasku cytrynowego i gdy tylko babcia nie patrzyła , mój palec wędrował najpierw w garnuszku a potem w mojej buzi. Pycha.
Dziś taką sałatę robi moja mama. Gdy zrobi ją do obiadu potrafię zjeść ogromne ilości. Ja sama jakoś wolę kolorowe sałaty strzępiaste, rukolę i od kilku lat mieszankę sałat azjatyckich, które same się wysiewają w szklarni. W tym roku nawet wysiały się na zewnątrz przy wejściu do szklarni.
W babcinym ogrodzie rosła dorodna fasola Jaś piękny. Babcia zbierała go jesienią gdy strąki już wyschły i przechowywała w płóciennym woreczku. W zimie gotowała z niego zupę fasolową z lanymi kluskami. Dziadziu się śmiał,że ta zupa to dynamit. Zawsze wydymała brzuchy.
Była też żółta fasolka szparagowa, tyczna i karłowa. Jadło się ją z bułką tartą zrumienioną na masełku.
Cebula zawsze rosła jak spod igły. Równiutko i perfekcyjnie. Babcia zrywała z każdej cebulki tylko jeden listek szczypiorku, by nie ogołocić jednej cebulki, bo będzie brzydko wyglądało.Była też cebulka siedmiolatka z uroczymi fioletowymi kwiatkami. Ta przeznaczona była do kanapek, białego serka. Wczesna wiosną pojawiały się piękne i cudownie pachnące listki lubczyku pospolicie zwanego magi. Babcine wiosenne zupy zawsze pachniały magi. Marchewki, pietruszka, buraczki były zdrowe i bez sztucznych nawozów. Kiedyś wszystko było naturalne. Dziś jest różnie. W sklepach żywność pochodzi z różnych źródeł. Jest pryskana, gazowana, modyfikowana. Sama już nie wiem czy ten czerwony pomidor aby na pewno jest pomidorem? Czy tylko zmodyfikowanym pokarmem zawierającym szereg składników z tablicy Mendelejewa?
Od urodzenia się mojego syna zawsze sadzę warzywa. Tylko pierwszy rok życia Patryka był bez ogródkowych warzyw z naszego ogródka. Patryk urodził się w styczniu 97 a w lipcu tego roku miała miejsce ogromna powódź , która zniszczyła cały nasz ogródek. Dobrze ,że ogród babci był dużo wyżej i woda tam nie dotarła. Potem wyjechałam do Niemiec i tam zaszczepiłam się ogromną miłością do wypielęgnowanych ogrodów i biologicznie czystych warzyw i owoców. Miałam miejsce do popisu i szalałam do woli w ogrodzie. Tu uczyłam się gotować " nie po polsku" . Poznałam i pokochałam inne warzywa i owoce. Od kilku lat żyję i mieszkam w dwóch krajach. Żyję na dwie lodówki i dwa ogrody warzywne. Gotuję trochę po polsku, po niemiecku, włosku i afrykańsku. Poznaję nowe przepisy i dużo eksperymentuję. Cieszę się ,że moja rodzina to toleruje. Patryk, Arek i moja mama są bezproblemowi, spróbują i zjedzą prawie wszystko. Tata i dziadziu trochę mniej, zdecydowanie nie przepadają za pastwiskowym jedzeniem.
Ale ja krok po kroku realizuję swoje ogrodowe marzenia, uprawiam zdrowe warzywa, godzinami plewię w ogrodzie a potem to przerabiam.
Tegoroczne warzywa już wysiane. Będzie marchew, pietruszka, buraki opolskie, koper, sałaty, cukinie, pomidory, ogórki,bób, cebula sianka, siedmiolatka, szalotka i oczywiście zioła. Na pełne ryzyko wysiałam fasolę i mam nadzieję ,że ominą mnie przymrozki. Jak nie dosieję ponownie w maju. Na grządkach zieleni się szczaw i magi. Jest też bardzo dużo nagietek - samosiejek z zeszłego roku.
Wysiałam masę słoneczników, kosmosów i krakowianek. Jeżeli ślimaki odpuszczą w tym roku będzie cudownie- jeżeli nie, będę musiała się z nimi podzielić plonami.
A w związku z tym,że warzywa jeszcze nie urosły na grządkach to pokazuję szklarniowe salaty i kwiaty w ogrodzie. Może dziś sfotografuję wysoką grządkę , bo na niej też się pięknie zazieleniło.
Miłego oglądania
Pozdrawiam z kolorowego ogrodu.
Babcine ogródki wszczepiły w nas pasję :D Piękne zdjęcia aż koją oczy :D Pozdrawiam ogródkowa maniaczkę taką jak ja :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i post taki że się mocno rozmarzyłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ogrodowo.