Wczoraj miałam trochę czasu więc zabrałam się za pieczenie. Na pierwszy rzut poszły bułeczki z serem, które wyglądają jak małe kołacze. Takie słodkie bułeczki robiła zawsze moja babcia, teraz robi je moja mama i ja. Znikają równie szybko jak się pojawiają.
Zrobiłam też domowy pasztet i pieczone mięska. jakoś nigdy nie byłam zwolenniczką wędlin, a ostatnio jak naczytałam się o tym co zawierają , to jakoś zupełnie straciłam na nie ochotę.
Wszystkie piękne , złote , pachnące wędzonką , a w środku solanka, chemia , z kilograma mięsa powstaje dwa kilo wędliny!! Zamiast tradycyjnego sposobu wędzenia - ekstrakt dymu wędzarniczego w sprayu!!!
W parówkach mięso, które wg. unijnego prawa wcale nie jest mięsem? Co jemy? Przecież jesteśmy tym co jemy!!! Nie chcę być górą chemicznych mieszanek. Nie chcę karmić rodziny sztuczną żywnością.
Nie chcę też by mój syn zapomniał jak smakuje prawdziwe jedzenie.
Niedawno zaszokował mnie program w niemieckiej telewizji w którym prowadzono badania nad gustami ludzi w sprawach żywienia. Zebrano ok 100 osób , każda z nich dostała pachnący gulasz wołowy i miała go ocenić. Jaki ma smak, zapach, czy kawałki mięsa są kruche, czy odpowiedniej wielkości i czy sos jest odpowiedniej gęstości. 92 % badanych stwierdziło ,że gulasz ma idealne kawałki mięsa, dopieczone ale jędrne, idealny aromatyczny sos, wspaniały zapach i smak wysokiej jakości wołowiny. Wszystko idealne ale jest mały szczegół- mianowicie nie było tam grama wołowiny. Wszystko było sztuczne. Znaczy ,że ludzie powoli zapominają jak smakuje normalne mięso, prawdziwy chleb , dżem truskawkowy z truskawek itd.
Kiedyś zbadano dżem naszej polskiej produkcji i o dziwo nie zawierał truskawek. Miał nawet sztuczne pestki!!!!!
Dlatego tak wiele z nas robi domowe dżemy, kisi ogórki ,kapustę, piecze pasztety, ciasta i ciasteczka.
W tym roku moje zapasy były bardzo duże ale te następne będą jeszcze większe. Chcę jeść kapustę która sama się ukisiła bez octu i chemii. Gdy mama piecze pasztet to nie ma w nim chemii. Nie ma konserwantów. Jest zdrowy bo wiemy z czego jest zrobiony. W domu używamy bardzo mało tzw przez mojego dziadzia "ersatzów" czyli zamienników normalnych produktów. Dziadzia wrażliwość na smak bardzo szybko zidentyfikuje wszystkie sztuczne dodatki :-)
Doskonałym testerem jedzenia jest mój labrador. Rzucałam mu na przemian domowy pasztet i kupną szyneczkę. Doskonale wiedział co jest co i mimo tego że łapał wszystko do swojej paszczy, to pasztecik lądował w brzuszku , a szyneczka na podłodze. Dodam ,że labradorek należy do bardzo pazernych stworzeń.
Lubię sałatki, jarzynki czyli tzw pastwiskową żywność ale jak jest zimno uwielbiam smalczyk, pasztecik itd. Zresztą reszta rodzinki jest mniej pastwiskowa jak ja więc pieczemy,gotujemy, eksperymentujemy i pół życia spędzamy w kuchni. A tu następna testerka żywności mi się zaplątała do zdjęcia..Pozdrawiam Was bardzo serdecznie.