Czasami tak w życiu bywa, że mimo szczerych chęci i wcześniejszych planów - niestety nie udaje się czegoś zrobić.
Bardzo chciałam zrobić kalendarz adwentowy z przepisami na każdy dzień adwentu. Przygotowałam ciasteczka trochę wcześniej, by mieć zapas przepisów na nagłe wypadki.Ale tych nagłych wypadków było tak dużo ,że zwyczajnie odpuściłam sobie pisanie bloga. Do tego pochmurne dni , gdzie zmierzch zapada dużo wcześniej wcale nie ułatwiają fotografowania. Liczyłam na śnieg i bardzo się przeliczyłam. Nie ma i już. Kupiłam sztuczny. Mam choć namiastkę;-) zimy na zdjęciach.
Oczywiście jakoś dałam radę, tak pomiędzy wszystkimi pracami, wydarzeniami i nagłymi wypadkami znaleźć chwilę na wypieki i zdjęcia . Kuchnia pachnie świątecznie już od połowy listopada. Zapach numer jeden to cynamon. Uwielbiam go od dziecka i o każdej porze roku. Babcia dodawała go do jabłecznika. Miała taką śliczną, starą buteleczkę z sitkiem. Została w domu po dawnych właścicielach. Gdy babcia wyciągała ją z szafki to już w głowie czułam ten zapach. To było jak magia. Potem , długo po tym zobaczyłam pierwsze laski cynamonu. Byłam nimi zachwycona. Zostało do dziś;-). Mam tego cynamonu w domu bardzo dużo. Niektóre ładne egzemplarze mają ponad 10 lat. Ale to jest taki cynamon dekoracyjny. Piękny i nie chcę go wyrzucić. Jak zbliża się grudzień, wrzucam mój cynamon ( ten dekoracyjny) do zimnej wody, odstawiam na noc. Kolejnego dnia zagotowuje, w domu pachnie jak w bajce;-) . Następnie suszę cynamon na kaloryferze i mam świeżutki i pachnący. Ale i tak , gdy widzę cynamon w sklepach to dokupuję , bo przecież nie może zabraknąć.
Nawet do zwykłej herbaty dodaję cynamon. Już pachnie mi świętami. I choć tego czasu u mnie naprawdę bardzo mało, to tak mam ,że uwielbiam te moje 5 minut. Gotuje wodę, dekoruję kawałek stołu, zaparzam herbatkę, podziwiam , wzdycham np do pięknego czajniczka kupionego z 10 zł na starociach, wącham i robię szybką fotkę. Potem szybka herbatka i lecę. Arek się śmieje,że wyciągnę połowę zawartości szafki kuchennej, tylko po to by posiedzieć 5 minut przy kubku herbaty z przerwami na fotki. Tak mam, takie moje klimaty;-)
Już jako dziecko uwielbiałam herbatę. U babci taka z czajniczka co stał na brzegu płyty kuchennej. Z cukrem, dwie łyżeczki. A co tam. Wiem,że cukier zdrowy nie jest, ale lubię słodkie. Dziadziu Wiesiu zawsze mówił, Kasiu napij się gorzkiej herbaty , a potem dodaj łyżeczkę, zobaczysz jaka jest słodka;-). Prawda. Czuć tą słodycz. Ale i tak w herbacie lądowały dwie łyżeczki. Do czasu gdy żyli moi dziadkowie , biegałam tam z kuzynką na herbatkę, bo u babci smakuje najlepiej. I naprawdę tak jest. Gdy byłam mała , a mama pracowała w biurze, to tam piło się herbatę z fusami. Plułam nimi jak szalona i trzeba było mi przecedzić. Dziś gdy zaparzę sobie fusiastą w kubku to jakoś te fusy leżą na dnie i wcale cedzić nie trzeba. Jakie to dzieci miały trudne życie z tymi fusami;-) .
Potem pojawiły się cytryny i to był etap herbatek z moim tatem. Gorąca z cytryną. Pycha. Mogłam pić co pół godziny. Tata też. I to taką gorącą. Wiem,że to zdrowe nie jest ale do dziś tylko gorącą piję. Najlepiej ze szklanki bo kubek zabiera temperaturę. Mój tata ma u nas szklankę w której robię mu herbatę, ale jak zrobię w kubku to może nic nie mówi ale herbata zostaje w połowie niedopita;-)
Ja lubię kolorowe kubki, smakowe herbatki i dzbanuszki. Parzę, celebruję. Lubię herbatki i ciągle wędruję z kubkami po całym domu. Potem wędruję, bo zbieram kubki po całym domu. Jakoś staram się je zbierać od razu, a one i tak zostają;-)
Do herbaty i kawy oczywiście , która jest moim numer jeden o poranku - uwielbiam ciasteczka. Słodkie , najlepiej z czekoladą i cynamonem. Grudniowa kuchnia wygląda jak piekarnia. Wszędzie puszki, słoje z ciastkami. Arek pyta kto to zje i czy musi być tyle. Ja ,że tak bo jak zabraknie? On niby taki wielki łasuch nie jest ale ciągle się wkrada do kuchni i szuka po puszkach. Jak stoją w tej samej kolejności to nic nie mówi tylko wcina. Jak poprzestawiam puszki, to słyszę jak szuka i szuka i nagle z kuchni dobiega- Kasiu , a gdzie dałaś te z czekoladą? Arek uwielbia te z czekoladą i kokosanki z marcepanem. Bartek zwykłe pierniki. Suche i cienkie. Patryk raczej nie przepada za ciasteczkami ale uwielbia skórkę pomarańczową w czekoladzie. Taką zimną z lodówki z chrupiącą czekoladą. Muszę zrobić dziś wieczorem. Koniecznie i te kokosanki dla Arka.
Nie będę wpisywała przepisów na ciasteczka bo zrobiłam to bardzo ambitnie rok temu . Tu macie linka na bloga z przepisami. KLIK Trzeba pod każdym postem klikać na nowszy wpis i tak dojdziecie do 24 grudnia. Są tam moje ulubione przepisy. Bardzo polecam.
Cynamonowe gwiazdki. Niemieckie ciasteczka . Robię co roku. W tym roku z przepisu Klik. Bardzo polecam. Pyszne i piękne.Trzeba piec krótko i raczej suszyć, by lukier był śnieżno-biały. Jeżeli chcecie lekkie jak styropian, kruche to polecam te z mojego przepisu . Znajdziecie je w zeszłorocznym kalendarzu adwentowym na moim blogu.
Te czekoladowe ciasteczka są wyśmienite.
Dekoracje przygotowane. Lubię czerwień na święta . Jak co roku zresztą;-)
Rozgrzewający likier rodem z alp. Przepis też w zeszłorocznym kalendarzu.
Bardzkie pierniki przewijają się po całym blogu. Na święta nie może ich zabraknąć. Kto śledzi moje konto na instagramie Tu, ten zna chyba wszystkie wzory naszych regionalnych pierników . No i jak macie ochotę to zapraszam na instagram, tam jestem zdecydowanie częściej.
Kawa i ciasteczka, a może herbatka. Co wolicie do słodkości?
Lubię te krótkie chwile przy kawie.
Wrzucam dużo fotek, na pisanie niestety nie mam aż tyle czasu. Może nowy rok da mi więcej wolnego czasu???
Posiadanie małego chłopca ma to do siebie,że można bezkarnie cieszyć się posiadaniem uroczych pingwinków i krasnoludków. :-)))
Czerwone jabłuszka pięknie wypolerowane. Na zdjęciu wyglądają jak z bajki, ale przed jedzeniem pewnie trzeba zmyć cały wosk;-) ( widziałam na fb jak polewali gorącą wodą takie błyszczące jabłuszko i nagle robiło się białe jak świeczka. Szok.
Kilka fotek z mojego ulubionego sklepu Bellisimo jako inspiracja.
Śliczne skrzaty;-) Jeden z nich mieszka z nami. Towarzyszy Bartkowi w zabawach. Ciągle go rozbiera z sukieneczki.
Kupiłam sobie kilka gałązek ostrokrzewu i stały bardzo długo w wazonie. Potem lekko zwiędły, więc przełożyłam do babkowej formy, zalałam wodą i zamroziłam. Będzie piękny lodowy lampion. Lubice ? Ja robię je co roku;-)
I jeszcze fotki z targów wnętrzarskich, na których byłam w lecie, ale jakoś głupio pokazywać fotki z zimowymi dekoracjami latem. Pokazuję dosłownie kilka. Reszta to materiał na poświątecznego bloga.
I stoisko Green Gate;-))) Uwielbiam.
Ib Laursen moje miejsce numer dwa pod względem domowych śliczności.
Inne słodkie dodatki. Te proste pomysły;-)
I jeszcze u nas w pokoju;-)
Taki pomysł na użycie starego szalika. Podpatrzyłam w internecie.
Kochani dziękuję za odwiedziny, za to że czekacie na mnie, za wszystkie maile i komentarze. Na bloga wpadnę w Wigilię z życzeniami. Codziennie jestem na instagramie i tam Was serdecznie zapraszam. Życzę Wam miłego i bezstresowego tygodnia . Buziaki wielkie Kaśka