Szkoda,że doba ma tylko 24 godziny , a do tego jeszcze żyjemy w na dwa kraje. Wcześniej sama stale biegałam w domu i ogrodzie, dziś biegamy oboje z Arkiem. Liczyłam trochę ,że zwolnię ale nie- wzajemnie podpalamy się do działania. Jedno ma pomysł, a drugie to widzi w oczach wyobraźni i od pomysłu do realizacji jest tylko mały kroczek.
Zmieniamy nasz dom na bardziej wiejski. Zakochaliśmy się w drewnianych kołach od starych wozów. Mamy już sporą kolekcję. To jest taką dużą perełką. Jest prezentem od rodziców, którzy wypatrzyli je na giełdzie staroci i kupili za 120 zł. Gdy wracali do samochodu, a tata toczył koło to śmiał się do znajomych ,że ma zapasowe kolo do busa.
Potem spełniło się nasze marzenie o kole ukrytym w drewnie. Tu kochany Waldek przerzucił całą górę drewna i pięknie ułożył je razem z kołem. Co przechodzę obok, to oczy mi się cieszą.
A tu nasza weranda jeszcze brakuje tu zieleni ale cóż mamy dopiero przedwiośnie. Pod broną- tak tak powiesiliśmy bronę na ścianie by ukryć szpecącą skrzynkę na przyłącze elektryczne, a jednocześnie brona będzie pełniła funkcję podpory do pnączy. Gdy będziemy wymieniali słomianą matę na werandzie na nową to odetniemy kawałek i dodatkowo osłonimy te okropne drzwiczki z czaszką. W rogu ta masa patyków to wiciokrzew, który dostałam od mojej mamy i już jako spory egzemplarz przekopałam z tatem do mojego ogrodu. Jego wielkie i długie przyrosty w tym roku już na sto procent pięknie okryją ścianę i zawisną na bronie. Brony wieszał Arek i Waldek i jestem z nich bardzo dumna, bo po pierwsze powiesili je tak jak chciałam, po drugie wiszą na starych hakach i to był pomysł Arka, po trzecie było bardzo zimno i chłopaki nieźle zmarzli. Za to będę ich rozpieszczać pysznymi ciastami i owocami w lecie.
Ta długa belka z łańcuchem na końcu to stara drewniana rynna. Przyjechała z Niemiec od znajomego stolarza. Prawie się rozpadała. Miała ponad 8 m długości i znajomy pan Rysiu przeciął ją na pół. Potem razem z Arkiem przewieźliśmy ją na przyczepie do nas( w Niemczech) na podwórko. Potem czyściłam ją ze starej farby i smoły.
Kilka archiwalnych fotek zrobionych komórką. Ja , Arek i nasza rynna. Arek jechał samochodem , a ja siedziałam na przyczepce i na każdym zakręcie musiałam przestawiać rynnę by można było normalnie przejechać. Oj było śmiechu.
Tu już po wielkim szlifowaniu. To maleństwo na belce to nasza Lidzia. od małego kociaka zawsze była obok nas i tak już jej zostało.
Rynna zawisła przy werandzie. Została"podpicowana" olejem z bejcą i wypełniona gumowatą masą w środku. Na końcu zaczepiliśmy łańcuch by woda z rynny spływała do beczki. Beczka ma mały kranik i dzięki temu będziemy korzystać z dobrodziejstw deszczówki.
To niby ławeczka przy wjeździe do domu. Ogromna deska z eukaliptusa została wyszlifowana i zaoliwiona. Arek ułożył drewno, a na to położył deskę. Teraz mamy ciekawą ozdobę i praktyczną ławeczkę. Gdy wracamy z zakupów to zawsze możemy coś sobie tam postawić , a jak już zacznie się sezon wiosenny to będziemy sobie tam siedzieć i plotkować z sąsiadami.
Poniżej stare koryto, które przyjechało od kuzyna mojego taty z kieleckiego. Wsypałam tam bardzo dużo zgrabionych liści z ogrodu. Potem dosypałam własnego kompostu i w tej chwili koryto czeka na obsadzenie go czerwonymi kwiatami. Będą tam pelargonie - te zwykłe wiejskie. Oj będzie czerwono i milutko przy wjeździe. A co do pelargonii to właśnie w tym roku posadzę piękne, czerwone pelargonie bluszczolistne we wszystkich skrzynkach przy oknach.
Wracając do ścian wiejskiego domu, po lewej stronie wiszą trzy orczyki końskie. Rodzice znaleźli je na targu i zrobili nam wspaniały prezent. Arek i Waldek powiesili na ścianie. Dołożyliśmy kilka starych łańcuchów , stare grabie z nad jeziora bodeńskiego, stare sierpy no i oczywiście koło od wozu.
Na drugiej ścianie wiszą ogrodowe przydasie , koło i podkowa na szczęście.
Na ścianie od ulicy wiszą cztery brony.Będą służyły za podpory do glicynii, clematisów i pnących róż.
Musimy jedynie uzupełnić brakujące fugi w piaskowcu. Może zdążymy to zrobić zanim kwiaty wejdą na brony.
A te beżowe łapska znacie już od dawna, kiedyś były to maleńkie stópki
naszej Lidzi. Dziś to całkiem spora kocica , która jest zawsze obok nas. Zachwyca swoim pięknym ogonem i cudownym mruczeniem. Zdobyła sympatię całej rodziny i wszystkich sąsiadów.
Lidka stoi na starych belkach z których zrobimy... ale to następnym razem.
Nasza Lidzia w kąpieli robi się taka biedna i cieniutka.
Tu w terenie wygląda prawie jak lis.
A świeżo po kąpieli i drobnej stylizacji Lidzia wygląda tak.
Dwa słodkie maleństwa Wojtuś i Lidzia. Wojtuś jest siostrzeńcem Arka i ogromnym wielbicielem naszych kotów.
A tu tadam ogród warzywny przygotowany do siewu. Moja kochana mama wysieje tu marchew, pietruszkę , buraczki i koper. Truskawki już częściowo przesadzone w nowe miejsce. Wysoka grządka pomieści wiosenne nowalijki, a ogród warzywny został nieco powiększony gdyż mamy teraz większą rodzinkę- z czego niezmiernie się cieszę i wszystkim życzę smacznego skubania.
Z kawałków drewnianych belek powstał mini plotek przy warzywniaku.
A że mnie długo nie było to chyba zrozumiecie moje kochane. mamy tak wiele pracy , do tego wiosenne sianie, planowanie. Wszystko co może zostać skrzynką na roślinki zostało już obsiane.
Pierwsze sałaty własnej produkcji zostały wysiane w styczniu w ilościach hurtowych i teraz systematycznie rozdaję je po sąsiadach. Pakuję w kawałki gazety i biegam po ludziach z koszykiem sałaty. Zwariowałam na wiosnę hi hi
Wysiałam ogórki, pomidory, cukinie, bazylię i bardzo dużo ziół i kwiatów.
Sałata już przesadzona w skrzyneczki pięknie się rozrasta. Och jestem taka dumna, że za kilka tygodni będę już miała spore główki salaty lodowej.
Tego ogrodowego przydasiaHajdi za wspaniały prezent.
Na koniec kilka wiosennych fotek . Z ogrodu pod brzozą trochę mniej bo wiosna jeszcze do końca nie dotarła ale w niemieckim ogrodzie wiosna rozgościła się już na całego.
Pozdrawiam wszystkich słonecznie i biegnę do ogrodu bo już słonko świeci. Pa Pa
Jeszcze prawie nic nie kwitnie , a ślimaki już pracowicie skubią pierwsze roślinki.