Ach te gwiazdki. Maiłam nie pisać o nich ale są chyba najpiękniejsze na ciasteczkowym talerzu. Lubię je i piekę obowiązkowo co roku.
Poniżej sprawdzony przepis.
GWIAZDKI CYNAMONOWE
SKŁADNIKI NA 45 SZTUK:
4 BIAŁKA
SZCZYPTA SOLI
300 G DROBNEGO CUKRU
2 ŁYŻECZKI SOKU Z CYTRYNY
2 ŁYŻECZKI CYNAMONU
350 G ZMIELONYCH MIGDAŁÓW ( RAZEM ZE SKÓRKĄ)
50 G DROBNO POSIEKANYCH MIGDAÓW
TROCHĘ MIGDAŁÓW DO PODSYPANIA CIASTA
Białka ubić ze szczuptą soli na bardzo sztywną pianę. Partiami dodawać cukier i ubijać ,aż piana będzie gładka i błyszcząca. Dodać sok z cytryny i jeszcze chwilkę ubijać.
Z masy odłożyć 3- 4 łyżki , przełożyć do miseczki i schować do lodówki.
Do pozostałej piany dodać cynamon, zmielone i posiekane migdały. Zagnieść ciasto. Ciasto wyłożyć na wysypaną migdałami stolnicę i rozwałkować na grubość ok 6- 8 mm. Wycinać gwiazdki i układać na blaszce. Następnie wszystkie gwiazdki posmarować pianą z cukrem. Mi najlepiej wychodzi gdy nakładam masę nożem, ale piędzeli czy tubki też się sprawdzają.
Gdy udekorujemy już wszystkie gwiazdki, odkładamy na noc by podeschły. Rano suszymy w piekarniku nagrzanym do 120 C przez 25 min. Uwaga lepiej niższa temperatura i dłużej, bo gwiazdki powinny być śnieżnobiałe.
Przyniosłam kilka zielonych gałązek z ogrodu i zrobiłam mały wianek na drzwi. Jest malutki i taki świeży.
Jak byłam nastolatką pojechałam do Niemiec jako opiekunka do dzieci. Miałam przez całe wakacje pilnować dwie małe dziewczynki. Miałam swój pokoik z ogromną szafą, w której właściciele trzymali świąteczne dekoracje. Nie macie pojęcia jaki był mój zachwyt gdy zobaczyłam puszki w zimowe motywy z dziećmi na sankach. Codziennie oglądałam puszki, bo widziałam takie cuda pierwszy raz w życiu. Rodzice dziewczynek pewnie coś sobie pomyśleli... ale na koniec dostałam trzy puszki. I mam je do dziś. I nadal lubię. No i mają historię. Moją historię.
Słoje od babci . Miała ich bardzo dużo. Często tzw. "poniemieckie". Babcia mówiła na nie słoiki pod gumkę. Dziadziu dorabiał do nich sprężynki.
Słoiki stały równiutko w piwnicy i spiżarce . Były w nich ogórki, kapusta i jabłka na jabłecznik.
Te z piwnicy zawsze były czarne od kurzu, bo babcia miała obok węgiel i przez ten pył słoiki robiły się czarne. Zawsze była niespodzianka co znajdziemy, Babcia zawsze obcierała je i patrzyła co w środku. Zawsze złościła się ,że takie brudne.
A spiżarnia...ummm Tam był wielki regał zrobiony przez dziadzia. Na nim równiutko ułożone słoje. Na samej górze suszone grzyby w słojach i bawełnianych workach. Spiżarka miała małe oko a pod nim na lodówce stała stara waga. To było coś. Babcia czasami pozwoliła się nią pobawić. Porcelanowe odważniki w drewnianym organizerze. Emaliowana waga. I te szalki. Jak to działało? Zawsze się zastanawiałam. Teraz wiem. Waga stoi nadal na swoim miejscu ,a spiżarka prawie się nie zmieniła. Czasami jak pójdę z mamą do pustego niestety już mieszkania to zaglądam do spiżarki. Ma ten zapach z dzieciństwa. Podobnie jak kredens w pokoju stołowym. Ale o kredensie opowiem Wam innym razem. Kredens był szczytem moich marzeń. Myślałam ,że jak dorosnę to go odziedziczę. Dorosłam, odziedziczyć mogę ale nie mam gdzie wstawić. Ale jest w tym samym miejscu od lat i niech tak zostanie.
Czy też tak macie ,że ten grudzień to taki czas wspomnień. Bo kiedyś było fajnie, lepiej....
No jasne ,że było, bo gdy ja miałam głupoty w głowie to babcia i mama robiły tą całą robotę. Teraz jestem mamą i z moją mamą robimy tą robotę razem. Lubię to . ale mamy łatwiej. Mamy kuchenki, piekarniki , miksery i inne bajery. Co miały babcie- miski, drewniane pałki do ucierania ( u nas dziadziu wytoczył) piec w którym trzeba było napalić i ten piekarnik co dziadziu sam z różności zrobił. Piekarnik mam w mojej kuchni. Trzymam w nim blaszki do pieczenia ale jakoś nie używam. A szkoda, może warto.
Wiecie ja już kończę. Rozpisałam się o tej mojej babci ..
Życzę Wam wspaniałego wieczoru, dużo słodkich chwil i do zobaczenia jutro.
PS.
Z całego serca dziękuję za komentarze. Wszystkie czytam i bardzo się cieszę. Odpisuję z poślizgiem ale jakoś nie mogę się wyrobić z tym wszystkim. Buziaki Kasia
Aż mi ślinka pociekła do Twoich gwiazdek.Uwielbiam je, są przepyszne. Ciasto trochę się klei i foremkę trzeba czyścić, ale co tam. Puszki i słoiki z reniferami bardzo ładne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
One są mega pyszne:))mnie udały się za drugim razem:))i to po konsultacji z Tobą:)ale warto było:)))
OdpowiedzUsuńHejka :)
OdpowiedzUsuńZajrzałam zobaczyć co u Ciebie słychać?
Kasiu, tworzysz cuda w swjej kuchni, ależ Ci zazdroszczę ale w tym dobrym znaczeniu.
OdpowiedzUsuńSerdeczności posyłam Bożena
Miło się czyta, piękne wspomnienia �� U mojej babci w tzw. "poniemieckim" domu było mnóstwo skarbów, próbuję je odtworzyć poprzez zbieranie "gratów" �� Mam też pajacyki i bombki z nastoletnich czasów, kiedy sama je kupowałam... Myślę, że niedługo będę mogła mini skansen otworzyć�� Przesyłam trochę pozytywnej energii, a nóż się przyda �� plantiserie
OdpowiedzUsuńTeż mam słoiki pod gumkę Ale moja mama cały czas je wykorzystuje do ogórków. Nie uznaje innych. Zupełnie jak jej mama. Ciekawe czy też tak będę miała:) Grudzień dla mnie też jest miesiącem wspomnienia chociaż wspomnienia radosne mieszają się ze smutnym. Ale smutne są potrzebne, żeby docenić to, co się ma i cieszyć się chwilą. Do zobaczenia Do jutra
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci Kasiu tych pięknych ciasteczek, mnie w zeszłym roku nie wyszły coś zrobiłam nie tak ( rozlewały się). Może w tym roku się uda. Też uważam, że kiedy My byliśmy dziećmi święta były bardziej magiczne
OdpowiedzUsuńCudnie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńAdwent u mnie to też czas pieczenia ciasteczek gwiazdki też upiekę i ciasteczka imbirowe ale nie wiem jaka to mieszanka przypraw nordyckich pozdrawiam cieplo
OdpowiedzUsuń